- Katarzyna Wiśniewska na koniu Sunset Whiz
- Dawid Janicki na koniu Our Sweet Deal
Lepiej
trenuje się razem. Zwłaszcza, jeśli chodzi o szybkościówki. Kaśka od dawna o
tym wiedziała. Dlatego właśnie postanowiła wyciągnąć na trening Dawida, który
jako jedyny był obecnie „wolny” – mimo, że po pomocy przy sprzątaniu boksów
oraz dwóch innych jazdach był wykończony.
–
No Dawid, dawaj! Nie ma się co lenić! Idziemy!
–
Kasiu, ja naprawdę mam dość. Nie dasz mi się napić kawy?
–
Ja ci dam konia, a nie kawę. No chodź!
Ciągnęła
go za ramię niczym mała dziewczynka.
–
Ech, a co właściwie chcesz?
–
Whiz, Sweety i beczki.
–
Co oznacza cały trening w galopie?
–
No trochę tylko.
–
Nie dasz mi spokoju?
–
Nie.
–
Nie możesz zaczekać, aż ktoś inny się zjawi?
Pokręciła
głową.
–
Dobra, gdzie te uwiązy?
–
Nie potrzebujemy ich, dziewczyny są już w boksach. No już, chodź!
–
Jesteś jak pies, który chce się bawić, wiesz?
Kasia
uśmiechnęła się od ucha do ucha.
Wylądowali
między beczkami niemal błyskawicznie, mimo, że Sweety postanowiła dziabnąć
Dawida w ramię. Na szczęście nie zrobiła mu nic poważnego: najwyraźniej była to
zaczepka do zabawy, która według kasztanki polega na zabijaniu swoich
opiekunów. W każdym razie bezpiecznie dotarli na ujeżdżalnie, rozłożyli beczki
i wzięli się za rozgrzewkę.
Każdy
rozgrzewał konia po swojemu, jednak obydwie poszły bardzo szybko: mimo, że Whiz
nie była najmłodsza, miała w swoich czterech literach nie mały motorek i tak
jak Sweety, wprost rwała się do galopu. No może w przeciwieństwie do niej nie
próbowała go wymósić. A że obydwa kopytne to konie do szybkościówek, nikt nie
miał zamiaru ich za długo powstrzymywać.
Gdy
ruszyli galopem zrobili parę kółek wokół ujeżdżalni, w zastępie, a następnie w
tymże chodzie zrobili kilka skrętów – tak, by rozgrzać końskie stawy. Następnie
dali koniom chwilę oddechu w stępie.
Oddechy
klaczy dość szybko się wyrównały i wtedy zaczęła się jazda. Dawid padał z nóg,
ale przy tak energicznym koniu oraz towarzyszce jazdy, musiał odegnać zmęczenie
i być w ciągłym skupieniu. Pierwsza przez beczki pojechała Kaśka, wymijając je
zgrabnie.
–
Lecisz! – krzyknęła, gdy mijała go na rozpędzonej Whiz.
To
było polecenie chyba bardziej do Sweety, niż do Dawida, bo klacz ruszyła
galopem nim jej jeździec zdążył dać jej łydki. Mężczyzna poczuł się zaskoczony,
ale poprowadził młodą kasztankę na beczki. I ona zręcznie je wyminęła.
–
Jeszcze raz! – usłyszał z boku podekscytowaną Kaśkę.
–
A może jednak teraz ty?
–
Nie! – odpowiedziała, gdy Dawid kierował już Sweety na kolejny przejazd.
Później
Kasia i Whiz zrobiły dwa przejazdy i obydwie pary zrobiły sobie chwilę przerwy
w stępie. Zaczekali, aż konie się odprężą, zrobili po cofaniu i kilku skrętach,
po czym powtórzyli całą zabawę.
–
O mój Boże, jak ja dawno nie jeździłam wokół beczek! – Kasia była wniebowzięta
po skończonych przejazdach.
–
Huh, a ja? Rok temu chyba ostatnio.
Dziewczyna
się zaśmiała.
–
I już nie jesteś zmęczony!
–
Daj mi chwilę, a zacznę ziewać.
Faktycznie
– ziewnął po pięciu minutach stępowania.
Z
obydwu klaczy lał się pot; z ich jeźdźców z resztą też. Dlatego razem
postanowili, że wezmą je pod mały prysznic. Nie powinny mieć nic przeciwko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz